

48 GODZIN W GRUZJI
Aktualności » 48 GODZIN W GRUZJI
Lubię przyjeżdżać do tego małego, ale dumnego narodu. O Gruzinach mowa. Jeden z dwóch najstarszych chrześcijańskich krajów świata (obok Armenii). Nacja zaradna, honorna, ale też „krew, nie woda”. Nasi przybywali tam głównie w XIX wieku, przemieszczając się po zesłaniach, będących karą za kolejne antyrosyjskie powstania.
Gruzini kochają wolność, wino, śpiew i kobiety – a więc tak bardzo nie różnią się od Polaków... Z Polski można dolecieć tam bezpośrednio samolotem LOT-u, czego nam jeszcze Unia nie zakazała, jak to uczyniła, czasowo ponoć, w przypadku Armenii.
Geopolitycznie Gruzja jest dla nas ważna, bo umiejętnie przesiada się ze statku rosyjskich wpływów politycznych na statek transatlantycki – czyli zachodni.
Spędziłem tam dwa majowe dni. Tbilisi jest piękne wiosną, choć nie tylko wiosną. Dobrze się czuję w tym kraju, z którego nie mała grupa emigrantów znalazła się w II Rzeczpospolitej. Gruzińscy oficerowie dzielnie służyli w polskim wojsku. Stalinowi, który był Gruzinem (choć niektórzy antysowieccy Gruzini w rozmowach ze mną udowadniali, ze wcale Gruzinem nie był, tylko... Osetyńcem ‒ a więc przedstawicielem nacji, która w sporej mierze zamieszkuje terytorium Gruzji) zdarzyło się kiedyś powiedzieć, że „komunizm pasuje do Polaków, jak siodło do krowy”. Prawdę mówiąc, to samo stwierdzenie pasuje do naszych przyjaciół z Południowego Kaukazu.