

DIE STRASSE FREI !
Aktualności » DIE STRASSE FREI !
Ulicami stolicy przeszły marsze Komitetu Obrony Demokracji. Liczba demonstrantów jest rzeczywiście imponująca – nawet jeśli przyjąć dane policji wg których w marszu wzięło udział ok. 30 tys. ludzi. Wg organizatorów było to prawie 10 razy więcej bo 260 tys. Ta rozbieżność w podawaniu liczby manifestantów jest znamienna. W gruncie rzeczy łatwo jest ocenić ilu uczestników liczyła manifestacja – oczywiście z pewną dokładnością. Na metrze kwadratowym mieści się jakieś 2-3 osoby, znana jest szerokość ulicy, znana długość pochodu – proste mnożenie powinno dawać jednoznaczny wynik z odchyleniem paroprocentowym. Tymczasem różnice podawane przez organizatorów i przez policję mają się jak 10 do 1. I jestem przekonany, że to organizatorzy zawyżają ilość uczestników.
Po co to robią? Po co trwa ten wyścig na ilość manifestantów? Otóż ma on udowodni całemu światu, że w Polsce nie ma demokracji. „Patrzcie ilu ludzi wyszło na ulice, żeby protestować przeciwko brakowi demokracji. Skoro takie tysiące uważają, że jej nie ma to nie ma” – zdają się mówić organizatorzy. Bo – w demokracji – liczba ma swoje znaczenie.
Ba, ale czy na pewno liczba zwolenników na ulicach miast? Gdyby werdykt o tym kto ma rządzić państwem miał zapadać na ulicach Warszawy, to należałoby zwieźć autokarami bojowców z PO, PiS-u, Nowoczesnej – zrobić kibicowską „ustawkę” – czyli realne zmagania kto kogo z ulic przegoni – ten zajmie gmach Sejmu i kancelarię premiera – i byłoby wszystko jasne. Jak przypuszczam – można by sobie wyobrazić takie „wybory” i kto wie czy nie dawałyby realnie lepszego rządu, albo przynajmniej bardziej zdecydowanego. W każdym razie na pewno raz pokonana opozycja, która – w sensie dosłownym – pobita na ulicach – nie odważyłaby się po raz drugi zaczynać – przynajmniej do czasu, kiedy zdejmą jej liderom gips.
Przyznać trzeba, że tego rodzaju model polityki ulicznej był wypróbowywany np. w Republice Weimarskiej, od wczesnych lat 20, aż do 1933 kiedy to raz pokonana opozycja została raz na zawsze skazana na margines i cieszyła się, że w ogóle uszła z życiem. Zanim jednak do tego rozstrzygnięcia doszło, ulice niemieckich miast były regularnie areną starć dzielnych chłopców z SA ze wszystkimi, którzy blokowali opozycyjnej NSDAP drogę do władzy.
Jednak zachodnia demokracja ucywilizowała konflikt polityczny uzależniając jego rozstrzygnięcie od wyniku głosowania obywateli. I dopóki obywatele mogą spokojnie, bez żadnych nacisków w dniu wyborów ocenić poszczególne partie i za pomocą zwykłej wyborczej kartki jednym władzę odebrać, a drugim ją dać – to w państwie demokracja ma się najzupełniej dobrze.
I tak się właśnie stało w Polsce w ubiegłym roku. Wyborcy pogonili nie tylko od władzy Platformę, a władzę powierzyli znienawidzonemu przez establishment Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego partii, która zdobyła większość w obu izbach parlamentu. Na dodatek do Sejmu weszło antysystemowe ugrupowanie Kukiza. Wszystko to odbyło się całkowicie legalnie, zgodnie z zasadami demokracji.
Jednak posiadające większość parlamentarną PiS zaczęło z uzyskanej władzy robić użytek i wprowadzać gruntowne zmiany, w tym również personalne. Wyczyściło administrację, media, agencje. Mniejsza o to czy zawsze były to decyzje słuszne, ale na pewno zawsze niezwykle bolesne dla pozbawianych możliwości nie tylko zarabiania pieniędzy ale i kombinowania – tych wszystkich dzielnych ludzi, którzy podpięli się do PO i osiem lat doili Ojczyznę („Ojczyznę dojną racz nam wrócić Panie!”) .
I to są straty i ból! Oto np. Krystyna Janda, nie dostała teraz 1,5 mln dotacji na swój prywatny teatr no i jest rozżalona. Wiadomo półtorej „bańki” - w odróżnieniu od manifestacji KOD - drogą nie chodzi !
A to tylko jeden przykład. Gdybyśmy sięgnęli głębiej i szerzej, to w szeregach maszerującego KOD-u znaleźlibyśmy całą masę rozżalonych, pozbawionych realnego dochodu obrońców „demokracji”.
I jeszcze tylko drobna uwaga. W wyborach na PiS oddało głos 15.595.335 wyborców. Jakby tak oni wyszli na ulice?
Janusz Sanocki
poseł na Sejm RP